czwartek, 19 listopada 2015

1. Nietypowy prezent



       - Lucy! - Usłyszałam głośny krzyk wyraźnie zdenerwowanej mamy. - Znowu chcesz przespać cały dzień? - Zapytała już nieco spokojniej, stając w drzwiach. - Wstań. Potrzebuję pomocy.
Nie usłyszawszy mojej odpowiedzi, weszła do pokoju i siłą ściągnęła ze mnie kołdrę.  Przeciągnęłam się leniwie i otworzyłam z trudem sklejone po śnie oczy, jednakże brutalne, rażące promienie słońca, które wdarły się do mojego pokoju gdy mama odsłoniła okno, sprawiły, że szybko je znów zamknęłam.
- Nienawidzę słońca.
- Jest środek wakacji a ty nawet nie wychodzisz z tej twierdzy. Za pięć minut chcę cię widzieć w kuchni.
Nie chciało mi się wstawać. Znowu obudziłam się przytulona do Wielkiej Księgi Magii i Zaklęć, czego nikt zresztą nie potrafił zrozumieć. Odłożyłam ją na poduszkę i pośpiesznie wstałam by zasłonić okno.  Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. Nie był on duży, ale w żadnym innym miejscu nie czułam się tak dobrze, jak tu. Ściany pomalowane były na kolor bordowy. Pokrywały je cytaty piosenek, ulubione zaklęcia, czary. Notowałam również daty z opisem przebiegu dnia, rysowałam... Traktowałam je jak pamiętnik. Tak naprawdę opowiadały one o moim życiu. Wszystkie moje uczucia, poglądy, smutki i przeżycia były zapisane na  czterech ścianach.  W jedynym z kątów stało moje "legowisko", mówiąc potocznie - łóżko. Kawałeczek dalej usadowiona była dość spora, moja ulubiona drewniana toaletka z brudnym już lustrem. Nie miałam zwyczaju czyszczenia czegokolwiek. Podobał mi się nieład panujący w moim pokoju. Na całej długości toaletki stały świece ułożone w pentagram. Mamie się to nie podobało. Uważała, że pójdę za to do piekła. Co chwila przypominała mi, że dawniej wiedźmy trafiały na stos. Były palone, torturowane, zabijane. Ja, natomiast, gadanie tego typu miałam w bardzo głębokim poważaniu. Ale za nic, nigdy, przenigdy moja rodzicielka nie mogła zrozumieć, że nie robię przecież nic złego.
Kiedy w pokoju na nowo zapanowała ciemność, gwałtownie poderwałam się do wielkiej, gotyckiej szafy i otworzyłam ją. Wysypało się z niej kilka zakurzonych rzeczy, w tym przeważające księgi, świece i wiedźmowate kapelusze, jednak nie zwracając na to zbyt wielkiej uwagi, sięgnęłam po szkolną torbę. Przeszukałam ją. Na szczęście znalazłam pudełeczko z ostatnią zapałką w środku. Podeszłam do toaletki i podpaliłam każdy knot z osobna. Zawsze lubiłam patrzeć na płomień ognia. Był dla mnie symbolem wolności i niezależności. Siły. Władzy. Furii, z którą zmierzyć może się tylko odważna, równie niebezpieczna, bezkresna morska fala. Wtedy oba żywioły łączą się w diabelskim tańcu. Walczą ze sobą pokazując, na co je stać. Nigdy nie wiadomo, które z nich wygra.
- Lucy! – Usłyszałam ponownie. Warkot i wściekłość w barwie głosu sprawiła, że nie chciałam dłużej drażnić mamy. Mój wzrok przeniósł się na drzwi. Obok nich wisiał mały kalendarzyk. Z ciekawości zerknęłam na dzisiejszą datę.
- Szósty sierpnia - Przechyliłam głowę i westchnęłam. - No tak.. dziś te nieszczęsne urodziny.
Zeszłam leniwie po schodach w dół.
- Proszę, zrób sobie śniadanie. Ja nie zdążę. Śpieszę się na ważną konferencję. Około południa podgrzej zupę. Pamiętaj, żeby kupić później karmę dla Nixie. Ja muszę już jechać, miłego dnia. -
Nie było to najmilsze przywitanie, jednak nie różniło się niczym od tych poprzednich.
- Mamo... torba - mruknęłam, widząc, że już wychodzi.
- Racja. Zapomniałabym - odpowiedziała. Podeszła do mnie, pocałowała w czoło, wzięła teczkę i wyszła trzaskając drzwiami. Opadłam bezsilnie na krzesło.
- Hej, Lucy! - Nagle usłyszałam dziecinny głosik Mayi.  Odwróciłam się i na mojej twarzy wymalował się szczery uśmiech. Moja młodsza siostra podeszła do mnie i podarowała mi własnoręcznie zrobioną laurkę.
- Proszę. To dla ciebie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Pamiętałam - Powiedziała z uśmiechem. Na jej policzkach pojawił się mały rumieniec, zaś na moim - zalśniła łza.
- Dziękuję, Maya - odrzekłam, przyjmując rysunek i oglądając go.
- To my. To jest mama... to ja... Ty.. no i tata - Zaczęła wymieniać, jeżdżąc palcem po obrazku.
- Właśnie. Dlaczego nie jesteś u taty? - Spojrzałam nań, oczekując odpowiedzi. - Przecież zawsze wyjeżdżałaś do niego w sobotę i wracałaś dopiero nazajutrz.
- Tak. Ale kazałam przyjechać mu nieco później.  Chciałam dać ci prezent. Pamiętałam - Powtórzyła z dumą, oczekując pochwały za swoją postawę. Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie i przytuliłam ją. Nagle rozległ się dzwonek.
- To pewnie on! - Krzyknęła podekscytowana i oderwała się ode mnie, biegnąc do drzwi. Otworzyła je i widząc w nich oczekiwanego gościa, rzuciła się mu na szyję. Wstałam spokojnie i z dystansem podeszłam bliżej siostry.
- Cześć, córeczki! - Powiedział mężczyzna, przytulając stęsknioną Mayę.
- Tatusiu, poczekasz? Pójdę po plecak i możemy jechać!
- Oczywiście, że poczekam, moja mała księżniczko - Odpowiedział z uśmiechem. Maya uwielbiała być nazywana "księżniczką". Zawsze przebierała się w sukieneczki, ubierała na głowę złotą koronę i chodziła po przedpokoju jak po wybiegu. Kiedy mała pobiegła po pakunek, ojciec przeniósł wzrok na mnie. Poszperał coś w kieszeni i wyciągnął z niego małe pudełeczko, owinięte kolorowym papierem.
- Wszystkiego najlepszego, Lucy - Powiedział i zbliżył się do mnie z zamiarem dania mi nie tylko upominku, ale i buziaka. Odsunęłam się czujnie i wzięłam prezent.
- Dziękuję.
Wkrótce przyszła Maya, ze swoim różowym plecakiem. Ubrała tego samego koloru buciki i przytuliła się do biodra taty, który szybko schylił się i wziął ją na ręce.
- To co, jedziemy księżniczko?
- Jedziemy! A dasz mi poprowadzić?
- Za dziesięć lat oczywiście! Do widzenia, Lucy - Zwrócił się na chwilę do mnie. Nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam za nimi drzwi. Odkąd się wyprowadził, miałam do niego straszny żal. Zostawił mnie, mamę i Mayę. Mała miała tylko dwa lata, a musiała znosić wszystkie te awantury, którymi karmili nas nasi rodzice. O ile ja dałam sobie radę, o tyle o moją młodszą siostrę zawsze się obawiałam. Byłam wściekła na mamę jak i na tatę, że zachowują się nieodpowiednio i każą małemu dziecku żyć w rozbitej rodzinie. Na same wspomnienie tego moje ciało zalał zimny pot. Westchnęłam przeciągle i udałam się do swojego pokoju, chcąc otworzyć prezent. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i mimo że byłam sama w domu, zakluczyłam zamek dwa razy. W pokoju było ciemno, dlatego wzięłam jedną świecę z toaletki i usiadłam z nią na podłodze, w narysowanym kręgu. Świeczkę postawiłam obok, a pudełeczko zaczęłam powoli rozpakowywać. W środku znajdował się naszyjnik ze smokiem. Otoczony był własnym ognistym płomieniem. Przechyliłam głowę i dokładnie się mu przyjrzałam. Był inny. Do tej pory miałam mnóstwo wisiorków ale ten, był po prostu inny. Zacisnęłam go mocniej w dłoni. Mienił się. Zawiesiłam sobie go na szyi i w pewnej chwili poczułam, jak talizman wydaje z siebie większe ciepło. Dotknęłam go i rozchyliłam szerzej usta. "Co to jest?". Następnie smok wydał z siebie charakterystyczny, przeraźliwy ryk bojowy i stanął w żywym ogniu. wszystkie świece znajdujące się w pokoju zgasły, rozbłysnął jedynie płomień talizmanu. Przestraszona chwyciłam za łańcuch i chciałam go zdjąć. Nie dało się. Stał się ciężki. Zbyt ciężki, by go unieść w górę, mimo że na mojej szyi nie czułam jego wagi. Wtem przypomniałam sobie jedną ważną rzecz. Z szybko bijącym sercem doczołgałam się do regału z księgami. Sięgnęłam po jedną z nich. Zawierała one wszystkie magiczne talizmany świata.  Pośpiesznie zaczęłam przewracać strony, szukając tego, który wisiał na mojej szyi. On nie mógł być zwykłym naszyjnikiem. Z każdą kartką czułam, jak talizman staje się cięższy. Błyszczał jeszcze intensywniej. Smok zaczynał się poruszać, a kiedy natrafiłam na sześćsetną stronę - ogień zgasł. Talizman stał się zimny. Jak każda, metalowa ozdoba. W pokoju znowu zapanowała ciemność, jednak nie na długo. Świeczki na toaletce i jedna świeca stojąca na ziemi - na nowo się zapaliły, oświetlając mi dokładnie stronę, na której otwartą miałam księgę.
- To niemożliwe… - szepnęłam sama do siebie. Wargi zaczęły mi drżeć. - "Magiczny talizman pochodzący z krainy Ognistych Wiedźm, w której to smoki przez wiele lat brały udział w walce z wrogimi Gnomami, Goblinami i Trogorkami... Talizman ten wykuwano w Smoczych Norach przez Pedesauresów - zaprzyjaźnionych skrzatów, o charakterystycznych, długich uszach oraz owłosionych stopach. Noszone były przez Ascenów - smoczych jeźdźców. Każdy talizman reprezentował innego smoka. Te ogromne gady stawały się posłuszne tylko temu Ascenowi, któremu przypadł talizman z podobizną i siłą danego smoka. " To nie może być prawda... - Powiedziałam sama do siebie i zamknęłam księgę. Ujęłam w dłoń prezent od taty. Wstałam ostrożnie i położyłam się na łóżku, zakładając obie ręce za głowę. Zmrużyłam oczy i nie wiedząc kiedy - zmorzył mnie sen.

Obudziłam się ponownie po południu. Pierwsze co zrobiłam, to ujęłam mój wisiorek.
- Przez chwilę miałam wrażenie, że to się nie działo – Stwierdziłam szeptem sama do siebie, po czym uniosłam kąciki ust ku górze. Byłam bardzo podekscytowana, bo pierwszy raz w ciągu mojego nudnego życia, zaczęło dziać się coś bardzo mało prawdopodobnego, coś zupełnie innego i odrealnionego.  Spojrzałam na dokładną godzinę i nieco się przestraszyłam. Było już po osiemnastej, a ja miałam przecież kilka obowiązków. Pośpiesznie zdmuchnęłam świece. Wyjęłam z szafy pierwszą lepszą czarną suknię i przebrałam się w nią. Wzięłam ze skarbonki pieniądze i wyszłam na podwórko.
- Dobrze, że chociaż słońce zaszło - Westchnęłam cicho. - Nixie? - Ucieszyłam się na widok podbiegającego psa. Nixie był mieszańcem. Posiadał wygląd rottweilera, natomiast cechami zbliżony był do uroczego labradora. Dziwne połączenie.
- Jesteś głodny? Zaraz pójdę po twoją ulubioną karmę... - Powiedziałam. Nagle Nixie zaczął szczekać. Najeżył się, zmarszczył nos i pokazał kły. Przyjął pozycję bojową. Mój naszyjnik zaczął intensywnie pulsować i mienić się.
-  Nixie, co się z tobą dzieje? Nie poznajesz mnie? - zbliżyłam powoli rękę w stronę zwierzyny, jednakże ta, widząc to,  chapnęła powietrze tuż przed moimi palcami. 
- Nie, to nie – Odrzekłam, wzruszając ramionami. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do sklepu nieopodal domu. Wiatr przyjemnie powiewał moje krucze włosy. Niebo, pokryte siwymi kłębami chmur, stało się ponure. Taka pogoda jak najbardziej mi pasowała.
Z zakupem zapałek i karmy dla Nixie zeszło mi bardzo szybko. Po dziesięciu minutach byłam z powrotem w domu. Pies spał, dlatego pośpiesznie wsypałam do jego miski trochę specjalnych chrupek. Weszłam do domu i zauważyłam na stole laurkę od Mayi. Wzięłam kartkę i otworzyłam ją.
- "dla mojej kochanej siostry w dniu 17 urodzin od Mayi. Kocham Cie Lucy" Tak. To chyba jedyna osoba na tym świecie, dla której jestem ważna - Westchnęłam ze smutkiem i leniwie poszłam do swojego pokoju.  Wzięłam pisak i usiadłam na ziemi, pisząc w rogu ściany co czuję. Opisałam również nietypowe właściwości prezentu od mojego taty. Brakowało mi w tamtej chwili kogoś, z kim można by było porozmawiać. Mama nigdy nie miała dla mnie czasu, zresztą i tak by mi nie uwierzyła. Wobec taty natomiast się zamknęłam i w ogóle z nim nie rozmawiałam, nawet o wynikach w szkole. Maya..  Maya była jeszcze dzieckiem. Z nią nie mogłam poruszać poważnych tematów, bo najnormalniej w świecie nie pojmowała ich, czego strasznie jej zazdrościłam. Przez resztę dnia rozmyślałam intensywnie o wszystkim. O moich relacjach z bliskimi i o tym, co chciałabym w nich zmienić, a takich rzeczy było doprawdy wiele.

Przebudziłam się w nocy za sprawą hałasu. Otworzyłam zaropiałe oczy i sięgnęłam po zegarek. Na dole wyraźnie ktoś szperał po szafkach, stukał w stołek. Wiedziałam, że to moja mama. Ścisnęłam powieki, a spod nich wydobyły się dwie, lśniące łzy. Miałam ogromną potrzebę podzielenia się z nią tym, co przeżyłam dzisiejszego dnia. Niewiele myśląc, ani nie zastanawiając się jaka będzie jej reakcja, wstałam z łóżka i zbiegłam na dół. Mama krzątała się po kuchni. Widać było, że dopiero wróciła.
- Mamo! Muszę ci coś powiedzieć…
- Lucy? Dlaczego nie śpisz?
- Obudziłam się. Mamo, posłuchaj mnie, proszę. To dla mnie bardzo ważne. Ten talizman, on jest magiczny! Zaczął się iskrzyć, palić. Stanął w żywym ogniu! Znalazłam go w mojej księdze, pochodzi z…
- Lucy…
- Pochodzi z krainy Ognistych Wiedźm! To nie jest podróbka! Świece same zgasły, poczym się zapaliły na nowo i…
- Lucy, proszę…
- Przestraszyłam się! Smok się poruszał, ział ogniem... Te talizmany noszone były przez smoczych jeźdźców!
- Lucy! – Przerwała krzykiem mama. Uciszyłam się wreszcie, kończąc tym samym mój gwałtowny monolog. – Żyjesz w realnym świecie. W r e a l n y m. To wszystko co mówisz, to twój wytwór wyobraźni. A mówiłam wyjdź z tej twierdzy, otwórz się na ludzi, znajdź sobie koleżanki, idź z nimi na dyskotekę, zacznij być normalną nastolatką! Żyjesz w realnym świecie, nie w wymyślonym przez ciebie samą, nie zapominaj się.
Po tych słowach zrobiło mi się naprawdę przykro. Moje oczy zapełniły się łzami.
- Ja mam się nie zapominać? Ja? A kto zapomniał o moich siedemnastych urodzinach?! – Wykrzyknęłam, wycierając rękawem mokre policzki. Odwróciłam się i pobiegałam na górę, zostawiając mamę samą. Nie chciałam jej wytykać tego, że ciągle pracuje. Ale w końcu ja również miałam uczucia. Zrobiło mi się smutno,  kiedy nie złożyła mi nawet życzeń. Usiadłam na łóżku, podkuliłam nogi i przytuliłam się do nich. Wtem usłyszałam pukanie do drzwi.
- Lucy…? Lucy kochanie, przepraszam... Wiem, że żadna ze mnie matka. Nawet nie wiesz, jak mi głupio. Odwdzięczę ci się... – Powiedziała moja mama, siadając obok mnie. – Co ty na to, żeby jutro wybrać się do kina? Spędzimy wspólnie dzień.
- Dobrze, skoro chcesz – Odpowiedziałam, nie patrząc nań.
- Jeszcze jedno.. Kochanie, popatrz na mnie – Wyszeptała, łapiąc mnie za ręce. – Naprawdę się o ciebie martwię. Twój świat jest zmyślony. Nie możesz nim żyć. Musimy się tego pozbyć. Inaczej nie poradzisz sobie w prawdziwym życiu. Za bardzo się w to wciągnęłaś. To tylko twoja fantazja. Postanowiłam, że zapiszę cię do psychologa. Będziemy chodzić razem. On na pewno ci pomoże. Pomoże nam. Poświęcę ci więcej czasu, nie chcę więcej zawalić. A teraz śpij, aniołku – Powiedziała na koniec, całując mnie w policzek. Wstała, po czym wyszła z mojego pokoju. Westchnęłam cicho i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

Następnego dnia obudziłam się jak zwykle przed południem. Przeciągnęłam się i wstałam rozpromieniona, przypominając sobie o obietnicy i licząc wreszcie na czas spędzony z moją mamą. Zeszłam pośpiesznie na dół. Zamiast mojej mamy, zobaczyłam liścik na blacie.
- „ Przepraszam kochanie, miałam pilny telefon z pracy. Wrócę wieczorem. Odbierz Mayę od taty” Ta, pojedziemy do kina. Akurat – Powiedziałam z ironią, zgniatając skrawek kartki i wyrzucając ją do zlewu. Znowu zawaliła.
 Zjadłam szybko śniadanie, wzięłam poranną toaletę, ubrałam się i wyszłam na przystanek.  Po godzinnej tułaczce zatłoczonymi i zakorkowanymi ulicami, w końcu dotarłam na miejsce. Stanąwszy przed drzwiami, zacisnęłam dłoń w pięść i zapukałam dokładnie trzy razy.  Długo czekać nie musiałam. Po kilku sekundach drewniane skrzydło otworzyło się.
- Witaj, córeczko – Powiedział z uśmiechem tata. – Dlaczego jesteś tak wcześnie? I gdzie jest mama?
- Mama miała ważną sprawę – Odrzekłam oschle i minąwszy go, weszłam do środka.
- Lucy, Lucy, Lucy! – wykrzyknęła bawiąca się w salonie Maya.
- Cześć, młoda – Uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam po główce.
- Mayu, idź się spakować – Rozkazał ojciec. Dziewczynka posłusznie udała się do pokoju, zostawiając mnie w salonie sam na sam  z tatą.
- Chciałam z tobą porozmawiać.
- Słucham.
- Skąd masz talizman, który wręczyłeś mi wczoraj?
- A więc zadziałał? – Zapytał, unosząc kąciki ust w górę.
- Co masz na myśli mówiąc „zadziałał?”
- Nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć. Nie chcę, żebyś się wystraszyła. Usiądź, proszę.
- Postoję. Niemniej jednak chciałabym już usłyszeć, co to ma wszystko znaczyć.
- Zapewne czytałaś już o tym talizmanie. Ja wiem, jak to teraz zabrzmi i gdyby twoja matka mnie usłyszała, zadzwoniłaby po służby specjalne. Byłem królem ascenów. Dawno, dawno temu. W młodości byłem taki jak ty. Interesowałem się czarami, magią. Usilnie chciałem wierzyć, że ona istnieje. Miałem rację. Niegdyś znalazłem ten naszyjnik w naszym świecie. Był głęboko zakopany w ziemi. Zobaczyłem go, kiedy bawiłem się w lesie. Często tam przebywałem. Nieosiadłe tereny były łatwiejsze do wykreowania sobie innej rzeczywistości. Ja też zawsze uciekałem od świata realnego, od ludzi. W lesie udawałem, że łapię gobliny, dlatego kopałem głębokie dziury, kładłem na nie liście i cały ten mechanizm miał stanowić swoistą pułapkę. Na początku myślałem, że to zwykły naszyjnik. Okazało się jednak, że kiedy go ubrałem na szyję, zaczął się mienić. Zalśnił ognistym płomieniem. Zrozumiałem, że pochodzi z krainy Ognistych Wiedźm. Nie wiedziałem jednak, jak to możliwe. Wiesz, wychowywałem się w domu dziecka. Wstydziłem się tego, ponieważ moja mama była młoda, zbyt młoda, kiedy mnie urodziła. Wolała mnie oddać. Zawsze różniłem się od moich rówieśników. Nikt mnie nie akceptował. Bawiłem się samotnie. Kiedy skończyłem osiemnaście lat, wyszedłem stamtąd. Moim celem było znalezienie sposobu, by przedostać się do magicznej krainy. W księgach nie pisali o tym. Miałem więc problem. Okazało się jednak, że jeden z portali znajduje się przeszło sto kilometrów od nas. Miasteczko od dawna jest opuszczone. W piwnicy pewnej, starej kamienicy znajdują się dobrze zabezpieczone drzwi, prowadzące do krainy. Niestety z tego co wiem, budynek niedawno został zburzony...
- Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko prawda? – Zapytałam z dystansem. Sama nie wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony chciałam w to wierzyć. Z drugiej, gadka mamy brutalnie ściągała mnie na ziemię.
- Chodź, pokażę ci coś – Odpowiedział.  Zaprowadził mnie na strych. Z jednej ze skrzyń wyciągnął długi, żelazny miecz, ze złotą rękojeścią w kształcie smoczego łba.
- On jest prawdziwy.. ? – Zapytałam z podekscytowaniem.
- Tak, jest prawdziwy. Mam jeszcze coś.
Tym razem tata wynurzył złoty medal. 
- Saga Ignis? – Przeczytałam wygrawerowany napis na blaszce. - Co to znaczy?
- Ogniste wiedźmy – Odpowiedział z uśmiechem. – Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale jak sama widzisz, to wszystko prawda.
- Tato... jak tam jest… ?
- Kiedy już się tam przedostałem, okazało się, że jest to piękna, radosna kraina pełna magii i przeróżnych stworzeń. Wiedźmy to wspaniałe towarzyszki, żony, a nawet matki. Mają w sobie więcej troski i zaangażowania w wychowanie dziecka niż nasze przyziemne kobiety. Każdy tam pomaga sobie nawzajem.  Pedesauresy, te małe skrzaty… Są dość złośliwe, ale wierne jak nasze psy. Niektóre z pedesauresów wykuwają talizmany. Inne zaś pracują jako urzędnicy. Wiesz, że oni też mają zwierzęta? Tak... Tamtejsze czworonogi, zwane manacrusami, są o wiele większe i potężniejsze. Przypominają wilkołaki. Nie są urokliwe, ale bardzo przyjazne. Elfy, najczęściej mężowie wiedźm,  to tamtejsi druidzi. Zajmują się uzdrowieniami i zielarstwem. Zioła to ich specjalność. Kiedy opowiedziałem im o tym, jak się znalazłem w tej krainie, nikt nie miał pojęcia, jak jeden z ich talizmanów mógł znaleźć się w realnym świecie.  Przyjęli mnie jednak z ogromnym szacunkiem. Jako że naszyjnik, który aktualnie nosisz ty, znalazł się w moich rękach, zostałem przydzielony do Ascenów. Pierwsze spotkanie z moim własnym smokiem było dość...Nietypowe. Bałem się jak nigdy w życiu. Wiedźmy powiedziały mi, że dopóki mam ten naszyjnik, smoki nic mi nie zrobią. Każdy Ascen musiał je mieć przy sobie. Po ich ściągnięciu, smoki mogły zaatakować, dlatego dostęp do tych gadów mieli tylko posiadacze talizmanów. Byłem pilnym uczniem. Uczono mnie, jak dbać o smoka. Poczułem się tam jak w domu. Spędziłem w krainie Ognistych Wiedźm równy rok. Zdobyłem miano jednego z najlepszych jeźdźców. Jednak w nieoczekiwanym momencie, słońce zaszło mgłą. Bogata roślinność zwiędła. Domy, gospodarstwa, zostały roztrzaskane przez błyskawice i niszczące pożary. Tamtego dnia zginęło wielu. Gnomy, Gobliny oraz Trogorki splądrowali, a następnie przejęli naszą krainę. Kazałem Ascenom wyprowadzić dzieci, kobiety i innych mieszkańców jak najdalej z wioski. Ja natomiast sam zatrzymywałem ponad dwutysięczną armię potworów, najdłużej jak potrafiłem. Wtedy widziałem ich po raz ostatni. Dotarła do mnie tylko wiadomość, że pewnej części ludności naszej ziemi udało się schronić. Wiem, że trzeba tam wrócić i pomścić tych, którzy zginęli, oraz pomóc pozostałym na nowo odzyskać krainę.
- Nie rozumiem, dlaczego im nie pomagasz? Dlaczego odszedłeś?
- Zwątpiłem. Przestraszyłem się. Uciekłem. Byłem ich dowódcą, a mimo to - stchórzyłem. Teraz jestem już za stary. Ale wiem, że tylko potomek króla Ascenów może uratować krainę. Tym potomkiem jesteś ty, Lucy. Ten miecz.. musisz go wziąć. Będzie ci potrzebny – Powiedział tajemniczo tata, patrząc na mnie. Upuściłam żelazne tworzywo, które z łomotem odbiło się od ziemi. Cofnęłam się kilka kroków.
- Nie. Nie zrobię tego. Jestem tylko dziewczyną, słabą na dodatek... Przykro mi, ale nie dam rady im pomóc.
- Mylisz się. Nie jesteś tylko dziewczyną. Jesteś kimś więcej. Płynie w tobie błękitna krew Ascenów – Odpowiedział, kładąc mi ręce na ramionach. – Wierzę w ciebie, że sobie poradzisz! Musisz im pomóc. Uznałem, że jesteś wystarczająco dorosła na to, by poznać prawdę i zmierzyć się ze złem. Jesteś córką wielkiego króla wszystkich smoczych jeźdźców. Musisz uzbroić armię, wyszkolić ją i poprowadzić przez pole walki.
- Ja.. ja nie umiem walczyć! Poza tym nie chcę umrzeć! – Jęknęłam panicznym głosem, zanosząc się szlochem. Mój własny ojciec chciał mnie posłać na śmierć, pięknych rodziców się doczekałam, nie ma co.
- Dopóki będziesz mieć smoka, nic złego ci się nie przytrafi, zaufaj mi. Kifo to najpotężniejszy i najsilniejszy ze wszystkich tamtejszych gadzin. Jego żywioł to ogień. Ma wiele mocnych atrybutów. Posłuchaj kochanie. Oni wszyscy mnie nienawidzą i niestety mają za co. Musisz ich uratować. Przepowiednia głosi, że tylko prawdziwy potomek króla może zapobiec katastrofie.
- Mam płacić za twoje błędy?!
- Lucy? – Odezwała się cieniutkim głosem Maya, wdrapując się po drabinie, prowadzącej na strych. – Lucy, jedziemy?
- Tak, Mayu. Pożegnaj się z tatusiem. Poczekam na zewnątrz – Odrzekłam, schodząc na dół. Wyszłam z pośpiechem na podwórko. Zbierało mi się na wymioty. Usiadłam na schodkach, czekając, aż miną mi zawroty głowy.  Wszystko było dla mnie niezrozumiałe. Pragnęłam ogromnej przygody. Pragnęłam, by wydostać się z tego świata. Odkąd moja pamięć sięgała, zawsze marzyłam o krainie pełnej magii. Dlaczego więc boję się, kiedy mam możliwość wzięcia udziału w tak wspaniałej przeprawie?
 

1 komentarz:

© Ally | graphicposion