- Lucy!
- Usłyszałam głośny krzyk wyraźnie zdenerwowanej mamy. - Znowu chcesz przespać
cały dzień? - Zapytała już nieco spokojniej, stając w drzwiach. - Wstań.
Potrzebuję pomocy.
Nie
usłyszawszy mojej odpowiedzi, weszła do pokoju i siłą ściągnęła ze mnie
kołdrę. Przeciągnęłam się leniwie i
otworzyłam z trudem sklejone po śnie oczy, jednakże brutalne, rażące promienie
słońca, które wdarły się do mojego pokoju gdy mama odsłoniła okno, sprawiły, że
szybko je znów zamknęłam.
-
Nienawidzę słońca.
- Jest środek
wakacji a ty nawet nie wychodzisz z tej twierdzy. Za pięć minut chcę cię
widzieć w kuchni.
Nie chciało
mi się wstawać. Znowu obudziłam się przytulona do Wielkiej Księgi Magii i
Zaklęć, czego nikt zresztą nie potrafił zrozumieć. Odłożyłam ją na poduszkę i
pośpiesznie wstałam by zasłonić okno.
Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. Nie był on duży, ale w
żadnym innym miejscu nie czułam się tak dobrze, jak tu. Ściany pomalowane były
na kolor bordowy. Pokrywały je cytaty piosenek, ulubione zaklęcia, czary.
Notowałam również daty z opisem przebiegu dnia, rysowałam... Traktowałam je jak
pamiętnik. Tak naprawdę opowiadały one o moim życiu. Wszystkie moje uczucia,
poglądy, smutki i przeżycia były zapisane na
czterech ścianach. W jedynym z
kątów stało moje "legowisko", mówiąc potocznie - łóżko. Kawałeczek dalej
usadowiona była dość spora, moja ulubiona drewniana toaletka z brudnym już
lustrem. Nie miałam zwyczaju czyszczenia czegokolwiek. Podobał mi się nieład
panujący w moim pokoju. Na całej długości toaletki stały świece ułożone w
pentagram. Mamie się to nie podobało. Uważała, że pójdę za to do piekła. Co
chwila przypominała mi, że dawniej wiedźmy trafiały na stos. Były palone, torturowane,
zabijane. Ja, natomiast, gadanie tego typu miałam w bardzo głębokim poważaniu.
Ale za nic, nigdy, przenigdy moja rodzicielka nie mogła zrozumieć, że nie robię
przecież nic złego.
Kiedy w
pokoju na nowo zapanowała ciemność, gwałtownie poderwałam się do wielkiej,
gotyckiej szafy i otworzyłam ją. Wysypało się z niej kilka zakurzonych rzeczy,
w tym przeważające księgi, świece i wiedźmowate kapelusze, jednak nie zwracając
na to zbyt wielkiej uwagi, sięgnęłam po szkolną torbę. Przeszukałam ją. Na
szczęście znalazłam pudełeczko z ostatnią zapałką w środku. Podeszłam do
toaletki i podpaliłam każdy knot z osobna. Zawsze lubiłam patrzeć na płomień
ognia. Był dla mnie symbolem wolności i niezależności. Siły. Władzy. Furii, z
którą zmierzyć może się tylko odważna, równie niebezpieczna, bezkresna morska
fala. Wtedy oba żywioły łączą się w diabelskim tańcu. Walczą ze sobą pokazując,
na co je stać. Nigdy nie wiadomo, które z nich wygra.
- Lucy! –
Usłyszałam ponownie. Warkot i wściekłość w barwie głosu sprawiła, że nie
chciałam dłużej drażnić mamy. Mój wzrok przeniósł się na drzwi. Obok nich
wisiał mały kalendarzyk. Z ciekawości zerknęłam na dzisiejszą datę.
- Szósty
sierpnia - Przechyliłam głowę i westchnęłam. - No tak.. dziś te nieszczęsne
urodziny.
Zeszłam
leniwie po schodach w dół.
-
Proszę, zrób sobie śniadanie. Ja nie zdążę. Śpieszę się na ważną konferencję.
Około południa podgrzej zupę. Pamiętaj, żeby kupić później karmę dla Nixie. Ja
muszę już jechać, miłego dnia. -
Nie było
to najmilsze przywitanie, jednak nie różniło się niczym od tych poprzednich.
- Mamo...
torba - mruknęłam, widząc, że już wychodzi.
- Racja.
Zapomniałabym - odpowiedziała. Podeszła do mnie, pocałowała w czoło, wzięła
teczkę i wyszła trzaskając drzwiami. Opadłam bezsilnie na krzesło.
- Hej,
Lucy! - Nagle usłyszałam dziecinny głosik Mayi.
Odwróciłam się i na mojej twarzy wymalował się szczery uśmiech. Moja
młodsza siostra podeszła do mnie i podarowała mi własnoręcznie zrobioną laurkę.
-
Proszę. To dla ciebie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Pamiętałam -
Powiedziała z uśmiechem. Na jej policzkach pojawił się mały rumieniec, zaś na
moim - zalśniła łza.
-
Dziękuję, Maya - odrzekłam, przyjmując rysunek i oglądając go.
- To my.
To jest mama... to ja... Ty.. no i tata - Zaczęła wymieniać, jeżdżąc palcem po
obrazku.
-
Właśnie. Dlaczego nie jesteś u taty? - Spojrzałam nań, oczekując odpowiedzi. -
Przecież zawsze wyjeżdżałaś do niego w sobotę i wracałaś dopiero nazajutrz.
- Tak.
Ale kazałam przyjechać mu nieco później.
Chciałam dać ci prezent. Pamiętałam - Powtórzyła z dumą, oczekując
pochwały za swoją postawę. Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie i przytuliłam
ją. Nagle rozległ się dzwonek.
- To
pewnie on! - Krzyknęła podekscytowana i oderwała się ode mnie, biegnąc do
drzwi. Otworzyła je i widząc w nich oczekiwanego gościa, rzuciła się mu na szyję.
Wstałam spokojnie i z dystansem podeszłam bliżej siostry.
- Cześć,
córeczki! - Powiedział mężczyzna, przytulając stęsknioną Mayę.
-
Tatusiu, poczekasz? Pójdę po plecak i możemy jechać!
-
Oczywiście, że poczekam, moja mała księżniczko - Odpowiedział z uśmiechem. Maya
uwielbiała być nazywana "księżniczką". Zawsze przebierała się w
sukieneczki, ubierała na głowę złotą koronę i chodziła po przedpokoju jak po
wybiegu. Kiedy mała pobiegła po pakunek, ojciec przeniósł wzrok na mnie.
Poszperał coś w kieszeni i wyciągnął z niego małe pudełeczko, owinięte
kolorowym papierem.
-
Wszystkiego najlepszego, Lucy - Powiedział i zbliżył się do mnie z zamiarem
dania mi nie tylko upominku, ale i buziaka. Odsunęłam się czujnie i wzięłam
prezent.
-
Dziękuję.
Wkrótce
przyszła Maya, ze swoim różowym plecakiem. Ubrała tego samego koloru buciki i
przytuliła się do biodra taty, który szybko schylił się i wziął ją na ręce.
- To co,
jedziemy księżniczko?
-
Jedziemy! A dasz mi poprowadzić?
- Za
dziesięć lat oczywiście! Do widzenia, Lucy - Zwrócił się na chwilę do mnie. Nie
odpowiedziałam, tylko zamknęłam za nimi drzwi. Odkąd się wyprowadził, miałam do
niego straszny żal. Zostawił mnie, mamę i Mayę. Mała miała tylko dwa lata, a
musiała znosić wszystkie te awantury, którymi karmili nas nasi rodzice. O ile
ja dałam sobie radę, o tyle o moją młodszą siostrę zawsze się obawiałam. Byłam
wściekła na mamę jak i na tatę, że zachowują się nieodpowiednio i każą małemu
dziecku żyć w rozbitej rodzinie. Na same wspomnienie tego moje ciało zalał
zimny pot. Westchnęłam przeciągle i udałam się do swojego pokoju, chcąc
otworzyć prezent. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i mimo że byłam sama w domu,
zakluczyłam zamek dwa razy. W pokoju było ciemno, dlatego wzięłam jedną świecę
z toaletki i usiadłam z nią na podłodze, w narysowanym kręgu. Świeczkę postawiłam
obok, a pudełeczko zaczęłam powoli rozpakowywać. W środku znajdował się
naszyjnik ze smokiem. Otoczony był własnym ognistym płomieniem. Przechyliłam
głowę i dokładnie się mu przyjrzałam. Był inny. Do tej pory miałam mnóstwo
wisiorków ale ten, był po prostu inny. Zacisnęłam go mocniej w dłoni. Mienił
się. Zawiesiłam sobie go na szyi i w pewnej chwili poczułam, jak talizman
wydaje z siebie większe ciepło. Dotknęłam go i rozchyliłam szerzej usta.
"Co to jest?". Następnie smok wydał z siebie charakterystyczny,
przeraźliwy ryk bojowy i stanął w żywym ogniu. wszystkie świece znajdujące się
w pokoju zgasły, rozbłysnął jedynie płomień talizmanu. Przestraszona chwyciłam
za łańcuch i chciałam go zdjąć. Nie dało się. Stał się ciężki. Zbyt ciężki, by
go unieść w górę, mimo że na mojej szyi nie czułam jego wagi. Wtem
przypomniałam sobie jedną ważną rzecz. Z szybko bijącym sercem doczołgałam się
do regału z księgami. Sięgnęłam po jedną z nich. Zawierała one wszystkie
magiczne talizmany świata. Pośpiesznie
zaczęłam przewracać strony, szukając tego, który wisiał na mojej szyi. On nie
mógł być zwykłym naszyjnikiem. Z każdą kartką czułam, jak talizman staje się
cięższy. Błyszczał jeszcze intensywniej. Smok zaczynał się poruszać, a kiedy
natrafiłam na sześćsetną stronę - ogień zgasł. Talizman stał się zimny. Jak
każda, metalowa ozdoba. W pokoju znowu zapanowała ciemność, jednak nie na
długo. Świeczki na toaletce i jedna świeca stojąca na ziemi - na nowo się
zapaliły, oświetlając mi dokładnie stronę, na której otwartą miałam księgę.
- To
niemożliwe… - szepnęłam sama do siebie. Wargi zaczęły mi drżeć. -
"Magiczny talizman pochodzący z krainy Ognistych Wiedźm, w której to smoki
przez wiele lat brały udział w walce z wrogimi Gnomami, Goblinami i
Trogorkami... Talizman ten wykuwano w Smoczych Norach przez Pedesauresów -
zaprzyjaźnionych skrzatów, o charakterystycznych, długich uszach oraz
owłosionych stopach. Noszone były przez Ascenów - smoczych jeźdźców. Każdy
talizman reprezentował innego smoka. Te ogromne gady stawały się posłuszne
tylko temu Ascenowi, któremu przypadł talizman z podobizną i siłą danego smoka.
" To nie może być prawda... - Powiedziałam sama do siebie i zamknęłam
księgę. Ujęłam w dłoń prezent od taty. Wstałam ostrożnie i położyłam się na
łóżku, zakładając obie ręce za głowę. Zmrużyłam oczy i nie wiedząc kiedy -
zmorzył mnie sen.
Obudziłam się ponownie po południu. Pierwsze co zrobiłam, to ujęłam mój wisiorek.
- Przez
chwilę miałam wrażenie, że to się nie działo – Stwierdziłam szeptem sama do
siebie, po czym uniosłam kąciki ust ku górze. Byłam bardzo podekscytowana, bo
pierwszy raz w ciągu mojego nudnego życia, zaczęło dziać się coś bardzo mało
prawdopodobnego, coś zupełnie innego i odrealnionego. Spojrzałam na dokładną godzinę i nieco się
przestraszyłam. Było już po osiemnastej, a ja miałam przecież kilka obowiązków.
Pośpiesznie zdmuchnęłam świece. Wyjęłam z szafy pierwszą lepszą czarną suknię i
przebrałam się w nią. Wzięłam ze skarbonki pieniądze i wyszłam na podwórko.
- Dobrze,
że chociaż słońce zaszło - Westchnęłam cicho. - Nixie? - Ucieszyłam się na
widok podbiegającego psa. Nixie był mieszańcem. Posiadał wygląd rottweilera,
natomiast cechami zbliżony był do uroczego labradora. Dziwne połączenie.
- Jesteś
głodny? Zaraz pójdę po twoją ulubioną karmę... - Powiedziałam. Nagle Nixie
zaczął szczekać. Najeżył się, zmarszczył nos i pokazał kły. Przyjął pozycję
bojową. Mój naszyjnik zaczął intensywnie pulsować i mienić się.
- Nixie, co się z tobą dzieje? Nie poznajesz
mnie? - zbliżyłam powoli rękę w stronę zwierzyny, jednakże ta, widząc to, chapnęła powietrze tuż przed moimi
palcami.
- Nie,
to nie – Odrzekłam, wzruszając ramionami. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do
sklepu nieopodal domu. Wiatr przyjemnie powiewał moje krucze włosy. Niebo,
pokryte siwymi kłębami chmur, stało się ponure. Taka pogoda jak najbardziej mi
pasowała.
Z
zakupem zapałek i karmy dla Nixie zeszło mi bardzo szybko. Po dziesięciu
minutach byłam z powrotem w domu. Pies spał, dlatego pośpiesznie wsypałam do
jego miski trochę specjalnych chrupek. Weszłam do domu i zauważyłam na stole
laurkę od Mayi. Wzięłam kartkę i otworzyłam ją.
-
"dla mojej kochanej siostry w dniu 17 urodzin od Mayi. Kocham Cie
Lucy" Tak. To chyba jedyna osoba na tym świecie, dla której jestem ważna -
Westchnęłam ze smutkiem i leniwie poszłam do swojego pokoju. Wzięłam pisak i usiadłam na ziemi, pisząc w
rogu ściany co czuję. Opisałam również nietypowe właściwości prezentu od mojego
taty. Brakowało mi w tamtej chwili kogoś, z kim można by było porozmawiać. Mama
nigdy nie miała dla mnie czasu, zresztą i tak by mi nie uwierzyła. Wobec taty natomiast
się zamknęłam i w ogóle z nim nie rozmawiałam, nawet o wynikach w szkole. Maya..
Maya była jeszcze dzieckiem. Z nią nie
mogłam poruszać poważnych tematów, bo najnormalniej w świecie nie pojmowała
ich, czego strasznie jej zazdrościłam. Przez resztę dnia rozmyślałam
intensywnie o wszystkim. O moich relacjach z bliskimi i o tym, co chciałabym w
nich zmienić, a takich rzeczy było doprawdy wiele.
Przebudziłam
się w nocy za sprawą hałasu. Otworzyłam zaropiałe oczy i sięgnęłam po zegarek.
Na dole wyraźnie ktoś szperał po szafkach, stukał w stołek. Wiedziałam, że to
moja mama. Ścisnęłam powieki, a spod nich wydobyły się dwie, lśniące łzy.
Miałam ogromną potrzebę podzielenia się z nią tym, co przeżyłam dzisiejszego
dnia. Niewiele myśląc, ani nie zastanawiając się jaka będzie jej reakcja,
wstałam z łóżka i zbiegłam na dół. Mama krzątała się po kuchni. Widać było, że
dopiero wróciła.
- Mamo!
Muszę ci coś powiedzieć…
- Lucy?
Dlaczego nie śpisz?
-
Obudziłam się. Mamo, posłuchaj mnie, proszę. To dla mnie bardzo ważne. Ten
talizman, on jest magiczny! Zaczął się iskrzyć, palić. Stanął w żywym ogniu!
Znalazłam go w mojej księdze, pochodzi z…
- Lucy…
-
Pochodzi z krainy Ognistych Wiedźm! To nie jest podróbka! Świece same zgasły,
poczym się zapaliły na nowo i…
- Lucy,
proszę…
-
Przestraszyłam się! Smok się poruszał, ział ogniem... Te talizmany noszone były
przez smoczych jeźdźców!
- Lucy!
– Przerwała krzykiem mama. Uciszyłam się wreszcie, kończąc tym samym mój
gwałtowny monolog. – Żyjesz w realnym świecie. W r e a l n y m. To wszystko co
mówisz, to twój wytwór wyobraźni. A mówiłam wyjdź z tej twierdzy, otwórz się na
ludzi, znajdź sobie koleżanki, idź z nimi na dyskotekę, zacznij być normalną
nastolatką! Żyjesz w realnym świecie, nie w wymyślonym przez ciebie samą, nie
zapominaj się.
Po tych
słowach zrobiło mi się naprawdę przykro. Moje oczy zapełniły się łzami.
- Ja mam
się nie zapominać? Ja? A kto zapomniał o moich siedemnastych urodzinach?! –
Wykrzyknęłam, wycierając rękawem mokre policzki. Odwróciłam się i pobiegałam na
górę, zostawiając mamę samą. Nie chciałam jej wytykać tego, że ciągle pracuje.
Ale w końcu ja również miałam uczucia. Zrobiło mi się smutno, kiedy nie złożyła mi nawet życzeń. Usiadłam
na łóżku, podkuliłam nogi i przytuliłam się do nich. Wtem usłyszałam pukanie do
drzwi.
- Lucy…?
Lucy kochanie, przepraszam... Wiem, że żadna ze mnie matka. Nawet nie wiesz,
jak mi głupio. Odwdzięczę ci się... – Powiedziała moja mama, siadając obok
mnie. – Co ty na to, żeby jutro wybrać się do kina? Spędzimy wspólnie dzień.
-
Dobrze, skoro chcesz – Odpowiedziałam, nie patrząc nań.
-
Jeszcze jedno.. Kochanie, popatrz na mnie – Wyszeptała, łapiąc mnie za ręce. –
Naprawdę się o ciebie martwię. Twój świat jest zmyślony. Nie możesz nim żyć.
Musimy się tego pozbyć. Inaczej nie poradzisz sobie w prawdziwym życiu. Za
bardzo się w to wciągnęłaś. To tylko twoja fantazja. Postanowiłam, że zapiszę
cię do psychologa. Będziemy chodzić razem. On na pewno ci pomoże. Pomoże nam.
Poświęcę ci więcej czasu, nie chcę więcej zawalić. A teraz śpij, aniołku –
Powiedziała na koniec, całując mnie w policzek. Wstała, po czym wyszła z mojego
pokoju. Westchnęłam cicho i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Następnego
dnia obudziłam się jak zwykle przed południem. Przeciągnęłam się i wstałam
rozpromieniona, przypominając sobie o obietnicy i licząc wreszcie na czas
spędzony z moją mamą. Zeszłam pośpiesznie na dół. Zamiast mojej mamy,
zobaczyłam liścik na blacie.
- „
Przepraszam kochanie, miałam pilny telefon z pracy. Wrócę wieczorem. Odbierz Mayę
od taty” Ta, pojedziemy do kina. Akurat – Powiedziałam z ironią, zgniatając skrawek
kartki i wyrzucając ją do zlewu. Znowu zawaliła.
Zjadłam szybko śniadanie, wzięłam poranną
toaletę, ubrałam się i wyszłam na przystanek.
Po godzinnej tułaczce zatłoczonymi i zakorkowanymi ulicami, w końcu
dotarłam na miejsce. Stanąwszy przed drzwiami, zacisnęłam dłoń w pięść i
zapukałam dokładnie trzy razy. Długo
czekać nie musiałam. Po kilku sekundach drewniane skrzydło otworzyło się.
- Witaj,
córeczko – Powiedział z uśmiechem tata. – Dlaczego jesteś tak wcześnie? I gdzie
jest mama?
- Mama
miała ważną sprawę – Odrzekłam oschle i minąwszy go, weszłam do środka.
- Lucy,
Lucy, Lucy! – wykrzyknęła bawiąca się w salonie Maya.
- Cześć,
młoda – Uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam po główce.
- Mayu,
idź się spakować – Rozkazał ojciec. Dziewczynka posłusznie udała się do pokoju,
zostawiając mnie w salonie sam na sam z
tatą.
-
Chciałam z tobą porozmawiać.
-
Słucham.
- Skąd
masz talizman, który wręczyłeś mi wczoraj?
- A więc
zadziałał? – Zapytał, unosząc kąciki ust w górę.
- Co
masz na myśli mówiąc „zadziałał?”
- Nie
wiem, jak mam ci to wytłumaczyć. Nie chcę, żebyś się wystraszyła. Usiądź,
proszę.
-
Postoję. Niemniej jednak chciałabym już usłyszeć, co to ma wszystko znaczyć.
-
Zapewne czytałaś już o tym talizmanie. Ja wiem, jak to teraz zabrzmi i gdyby
twoja matka mnie usłyszała, zadzwoniłaby po służby specjalne. Byłem królem
ascenów. Dawno, dawno temu. W młodości byłem taki jak ty. Interesowałem się
czarami, magią. Usilnie chciałem wierzyć, że ona istnieje. Miałem rację.
Niegdyś znalazłem ten naszyjnik w naszym świecie. Był głęboko zakopany w ziemi.
Zobaczyłem go, kiedy bawiłem się w lesie. Często tam przebywałem. Nieosiadłe
tereny były łatwiejsze do wykreowania sobie innej rzeczywistości. Ja też zawsze
uciekałem od świata realnego, od ludzi. W lesie udawałem, że łapię gobliny,
dlatego kopałem głębokie dziury, kładłem na nie liście i cały ten mechanizm
miał stanowić swoistą pułapkę. Na początku myślałem, że to zwykły naszyjnik.
Okazało się jednak, że kiedy go ubrałem na szyję, zaczął się mienić. Zalśnił
ognistym płomieniem. Zrozumiałem, że pochodzi z krainy Ognistych Wiedźm. Nie
wiedziałem jednak, jak to możliwe. Wiesz, wychowywałem się w domu dziecka.
Wstydziłem się tego, ponieważ moja mama była młoda, zbyt młoda, kiedy mnie
urodziła. Wolała mnie oddać. Zawsze różniłem się od moich rówieśników. Nikt
mnie nie akceptował. Bawiłem się samotnie. Kiedy skończyłem osiemnaście lat,
wyszedłem stamtąd. Moim celem było znalezienie sposobu, by przedostać się do
magicznej krainy. W księgach nie pisali o tym. Miałem więc problem. Okazało się
jednak, że jeden z portali znajduje się przeszło sto kilometrów od nas.
Miasteczko od dawna jest opuszczone. W piwnicy pewnej, starej kamienicy
znajdują się dobrze zabezpieczone drzwi, prowadzące do krainy. Niestety z tego
co wiem, budynek niedawno został zburzony...
- Chcesz
mi powiedzieć, że to wszystko prawda? – Zapytałam z dystansem. Sama nie
wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony chciałam w to wierzyć. Z drugiej, gadka
mamy brutalnie ściągała mnie na ziemię.
- Chodź,
pokażę ci coś – Odpowiedział. Zaprowadził
mnie na strych. Z jednej ze skrzyń wyciągnął długi, żelazny miecz, ze złotą
rękojeścią w kształcie smoczego łba.
- On
jest prawdziwy.. ? – Zapytałam z podekscytowaniem.
- Tak,
jest prawdziwy. Mam jeszcze coś.
Tym
razem tata wynurzył złoty medal.
- Saga
Ignis? – Przeczytałam wygrawerowany napis na blaszce. - Co to znaczy?
-
Ogniste wiedźmy – Odpowiedział z uśmiechem. – Wiem, że ciężko w to uwierzyć,
ale jak sama widzisz, to wszystko prawda.
- Tato...
jak tam jest… ?
- Kiedy
już się tam przedostałem, okazało się, że jest to piękna, radosna kraina pełna
magii i przeróżnych stworzeń. Wiedźmy to wspaniałe towarzyszki, żony, a nawet
matki. Mają w sobie więcej troski i zaangażowania w wychowanie dziecka niż
nasze przyziemne kobiety. Każdy tam pomaga sobie nawzajem. Pedesauresy, te małe skrzaty… Są dość
złośliwe, ale wierne jak nasze psy. Niektóre z pedesauresów wykuwają talizmany.
Inne zaś pracują jako urzędnicy. Wiesz, że oni też mają zwierzęta? Tak...
Tamtejsze czworonogi, zwane manacrusami, są o wiele większe i potężniejsze.
Przypominają wilkołaki. Nie są urokliwe, ale bardzo przyjazne. Elfy,
najczęściej mężowie wiedźm, to tamtejsi
druidzi. Zajmują się uzdrowieniami i zielarstwem. Zioła to ich specjalność.
Kiedy opowiedziałem im o tym, jak się znalazłem w tej krainie, nikt nie miał
pojęcia, jak jeden z ich talizmanów mógł znaleźć się w realnym świecie. Przyjęli mnie jednak z ogromnym szacunkiem.
Jako że naszyjnik, który aktualnie nosisz ty, znalazł się w moich rękach,
zostałem przydzielony do Ascenów. Pierwsze spotkanie z moim własnym smokiem
było dość...Nietypowe. Bałem się jak nigdy w życiu. Wiedźmy powiedziały mi, że
dopóki mam ten naszyjnik, smoki nic mi nie zrobią. Każdy Ascen musiał je mieć
przy sobie. Po ich ściągnięciu, smoki mogły zaatakować, dlatego dostęp do tych
gadów mieli tylko posiadacze talizmanów. Byłem pilnym uczniem. Uczono mnie, jak
dbać o smoka. Poczułem się tam jak w domu. Spędziłem w krainie Ognistych Wiedźm
równy rok. Zdobyłem miano jednego z najlepszych jeźdźców. Jednak w
nieoczekiwanym momencie, słońce zaszło mgłą. Bogata roślinność zwiędła. Domy,
gospodarstwa, zostały roztrzaskane przez błyskawice i niszczące pożary. Tamtego
dnia zginęło wielu. Gnomy, Gobliny oraz Trogorki splądrowali, a następnie
przejęli naszą krainę. Kazałem Ascenom wyprowadzić dzieci, kobiety i innych
mieszkańców jak najdalej z wioski. Ja natomiast sam zatrzymywałem ponad
dwutysięczną armię potworów, najdłużej jak potrafiłem. Wtedy widziałem ich po
raz ostatni. Dotarła do mnie tylko wiadomość, że pewnej części ludności naszej
ziemi udało się schronić. Wiem, że trzeba tam wrócić i pomścić tych, którzy
zginęli, oraz pomóc pozostałym na nowo odzyskać krainę.
- Nie
rozumiem, dlaczego im nie pomagasz? Dlaczego odszedłeś?
-
Zwątpiłem. Przestraszyłem się. Uciekłem. Byłem ich dowódcą, a mimo to -
stchórzyłem. Teraz jestem już za stary. Ale wiem, że tylko potomek króla
Ascenów może uratować krainę. Tym potomkiem jesteś ty, Lucy. Ten miecz.. musisz
go wziąć. Będzie ci potrzebny – Powiedział tajemniczo tata, patrząc na mnie.
Upuściłam żelazne tworzywo, które z łomotem odbiło się od ziemi. Cofnęłam się
kilka kroków.
- Nie.
Nie zrobię tego. Jestem tylko dziewczyną, słabą na dodatek... Przykro mi, ale
nie dam rady im pomóc.
- Mylisz
się. Nie jesteś tylko dziewczyną. Jesteś kimś więcej. Płynie w tobie błękitna
krew Ascenów – Odpowiedział, kładąc mi ręce na ramionach. – Wierzę w ciebie, że
sobie poradzisz! Musisz im pomóc. Uznałem, że jesteś wystarczająco dorosła na
to, by poznać prawdę i zmierzyć się ze złem. Jesteś córką wielkiego króla wszystkich
smoczych jeźdźców. Musisz uzbroić armię, wyszkolić ją i poprowadzić przez pole
walki.
- Ja..
ja nie umiem walczyć! Poza tym nie chcę umrzeć! – Jęknęłam panicznym głosem,
zanosząc się szlochem. Mój własny ojciec chciał mnie posłać na śmierć, pięknych
rodziców się doczekałam, nie ma co.
- Dopóki
będziesz mieć smoka, nic złego ci się nie przytrafi, zaufaj mi. Kifo to
najpotężniejszy i najsilniejszy ze wszystkich tamtejszych gadzin. Jego żywioł
to ogień. Ma wiele mocnych atrybutów. Posłuchaj kochanie. Oni wszyscy mnie
nienawidzą i niestety mają za co. Musisz ich uratować. Przepowiednia głosi, że
tylko prawdziwy potomek króla może zapobiec katastrofie.
- Mam
płacić za twoje błędy?!
- Lucy?
– Odezwała się cieniutkim głosem Maya, wdrapując się po drabinie, prowadzącej
na strych. – Lucy, jedziemy?
- Tak,
Mayu. Pożegnaj się z tatusiem. Poczekam na zewnątrz – Odrzekłam, schodząc na
dół. Wyszłam z pośpiechem na podwórko. Zbierało mi się na wymioty. Usiadłam na
schodkach, czekając, aż miną mi zawroty głowy.
Wszystko było dla mnie niezrozumiałe. Pragnęłam ogromnej przygody.
Pragnęłam, by wydostać się z tego świata. Odkąd moja pamięć sięgała, zawsze
marzyłam o krainie pełnej magii. Dlaczego więc boję się, kiedy mam możliwość
wzięcia udziału w tak wspaniałej przeprawie?
Super się zapowiada :)
OdpowiedzUsuń